Jaka okładka, taki środek, czyli jak przekonania odcinają nas od doświadczania tego, co jest

Wobec książki, którą niedawno skończyłam czytać, miałam bardzo konkretne oczekiwania: miała to być taka “odskocznia”, lektura lekka i łatwa w czytaniu z interesującą treścią oczywiście; taka odmiana, wręcz forma odpoczynku od mentalnej gimnastyki, jaką zazwyczaj sobie funduję zabierając się do czytania 😉

Wyobrażałam więc sobie, że będę szybciutko “przelatywać” kolejne strony, czerpiąc przyjemność z wciągającej, acz nie wymagającej jakiejś głębszej refleksji, treści.

Pierwsze sygnały, że warto bym zwolniła i zatrzymała się nad tym, co właśnie przeczytałam, pojawiły się już po kilku kartkach. Byłam jednak na tyle mocno przywiązana do mojego wyobrażenia o lekkości, że zignorowałam je i “pędziłam” dalej. Spieszyło mi się tym bardziej, że w kolejce na półce czekała już kolejna książka i to taka, którą już od dłuższego czasu bardzo chciałam przeczytać.

Kij czy marchewka?

Tymczasem miałam mocne postanowienie, że za nową zabiorę się dopiero wówczas, gdy skończę przynajmniej jedną z tych, już zaczętych. Niby trzy książki na raz to nic takiego, jednak gdy do tego doliczyć kolejne dwa audiobooki, ulubionego bloga i gazety, to tego “równoległego” czytania robi się całkiem sporo. A zdarzało mi się, że “przełączając się” pomiędzy tytułami, już nie do końca pamiętałam, co dokładnie było akurat w tej książce…

Z drugiej zaś strony, zauważyłam, że “wyzwanie” polegające na tym, że kolejną książkę zacznę dopiero gdy skończę tą, podziałało na mnie mobilizująco. Myśl, że nagrodą za skończenie obecnie czytanej książki, będzie następna, pomagała mi skutecznie znajdować choćby kilkuminutowe “sloty” (okienka) na czytanie o najróżniejszych porach dnia.

Gdy rzeczywistość różni się od naszych założeń

Okazało się jednak, że ta historia ma inne zakończenie niż to, które dla niej przewidziałam. I miałam nieodparte wrażenie, że dzieje się tak już nie pierwszy raz…

W tej mającej-być-lekką-i-szybką-w-czytaniu książce znalazłam wiele wartościowych dla siebie spostrzeżeń i pytań dających do myślenia. A przecież kompletnie nie tego się spodziewałam! Pojawiała się więc u mnie taka oto myśl:

„Ooooo, ale to jednak ciekawe! Będę musiała przeczytać tą książkę jeszcze raz i WÓWCZAS głębiej się na tym zastanowię.”

Czy zauważacie w tym analogię do życia, czy tylko ja to widzę? Chodzi mi o to dziejące się tu i teraz życie.

Bo czy nie miewacie takich momentów, kiedy to, co się wydarza, okazuje się być ZUPEŁNIE INNE od to, czego się spodziewamy, na co mieliśmy nadzieję lub czego tak bardzo się obawialiśmy?

Albo czy nie zdarzyło Wam się, patrząc tylko na tzw. okładkę i nazwisko lub stanowisko/ tytuł itp., natychmiast układać sobie w głowie szczegółowy obraz tego, co spotka w środku, przy bliższym poznaniu? Czyż nie miewamy tendencji do tworzenia niemal kompletnego opisu drugiej osoby i całej jej historii opierając się wyłącznie na tym, co widoczne od razu?

Komu z Was zdarzyło się niespodziewanie doświadczyć czegoś ważnego i przeoczyć to, bo skupienie na tym, by jak najszybciej przejść do następnego zadania, przesłoniło TERAZ?

I czy nigdy nie żałowaliście potem, że to Wartościowe już minęło, skończyło się, jest już gdzie indziej i nie zdążyliście docenić, gdy jeszcze było TU?

Jak bardzo jest Wam bliskie takie myślenie:

„Następnym razem skupię się na tym bardziej/ będę bardziej uważna/ bardziej zaangażowany/ bardziej obecna z tą ważną dla mnie osobą/sprawą (i w domyśle: ale jeszcze nie teraz, teraz nie mam na to czasu/ siły/ teraz chodzi o co innego)?”

W miarę zbliżania się do końca książki, zaczęłam uświadamiać sobie, że:

  • takich momentów, przy których chciałabym się zatrzymać, jest całkiem sporo, ale nie robię tego, bo takie działanie kłóci się z moim początkowym założeniem: “przeczytać sprawnie”
  • nie jest to pierwsza książka, którą mam ochotę jeszcze raz przeczytać, ale w rzeczywistości ekstremalnie rzadko wracam do wcześniej przeczytanych książek
  • wmawiając sobie, że przeczytam ją kiedyś jeszcze raz, tworzę kolejną fikcję, generuję jeszcze jedno założenie co do tego, jaka powinna być w przyszłość
  • rezultatem “popędzania się” jest niepełne zaangażowanie w to, co dzieje się teraz
  • “teraz” uznaję za etap przejściowy, mniej istotny wobec tego, co będzie, choć rzeczywistość to przecież wyłącznie to, czego doświadczam w tej chwili (a nie wyobrażenia dotyczące przyszłości)

Pytanie jak kompas

Te rozważania doprowadziły mnie do jednego z moich ukochanych pytań – czyli takich, które jak mawia moja znajoma – wywracają człowieka na lewą stronę 😉 To pytanie, które łączy w sobie niesamowitą prostotę i brutalność jakąś jednocześnie, bo stawia twarzą w twarz z całym tym wewnętrznym dyskomfortem. Oczywiście wcale nie trzeba na nie odpowiadać – tu każdy ma wolność wyboru. Ważne Pytania mają jednak to do siebie, że raz usłyszane, co jakiś czas do nas powracają i cierpliwie czekają na spotkanie z Odpowiedzią.

Pytanie to brzmi tak:

Jak to się sprawdza w długotrwałej perspektywie, gdy pozwalasz temu przekonaniu przejąć odpowiedzialność za twoje życie?

Mnie ono służy.

A Wam?

***

Pytanie zaczerpnęłam z książki “Zrozumieć ACT. Terapia akceptacji i zaangażowania w praktyce” napisanej przez Russa Harrisa.

Related Posts

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Zobacz wszystkie komentarze