Hamulce zmian: dlaczego czasem unikamy zmian choć bardzo ich chcemy

Gdy wieje wiatr zmian można budować schrony albo wiatraki – to chyba chińskie przysłowie.

Z pewnością w życiu każdego z nas są takie zmiany, z powodu których budujemy potężne, rozległe bunkry, czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Ed Catmull, założyciel Pixara w swojej książce “Kreatywność S.A. mówi tak:

“Nieuchronność zmian jest głównym powodem, dla którego ludzie są zdecydowani walczyć o to, co już znają. Niestety, często nie potrafimy odróżnić tego, co działa i czego warto się trzymać, od tego, co nas powstrzymuje i czego należałoby się pozbyć.”

Jedna z “mądrości ludowych” mówi nam przecież, że lepszy znany wróg niż nieznany przyjaciel. Zatem lepiej jest pozostawać przy tym, co jest już nam znane, choćby było to (praca, układ, relacja, związek) dla nas ograniczające, frustrujące, toksyczne, destrukcyjne niż ryzykować wypróbowanie nowej, nieznanej, a więc niepewnej drogi z nowymi, nieznanymi zagrożeniami. Nasze mózgi – o czym pisałam też w tym tekście – są bardzo wyczulone na jakiekolwiek zagrożenia i gdy zaistnieje taka potrzeba, w ruch idą ewolucyjne mechanizmy obronne (w skrócie: odruchową reakcją na zagrożenie jest jedna z 3 opcji: ucieczka, walka lub zamrożenie/ “udawanie martwego”). Zdarza się więc, że kurczowo trzymamy się tego, co JEST, co znane, oswojone i przynajmniej w jakimś stopniu przewidywalne. To nic, że ten stan rzeczy coraz bardziej nas uwiera, to nic, że coraz mocniej musimy zaciskać zęby, żeby wytrzymać, to nic, że coraz częściej wydzieramy się na naszych bliskich z błahych powodów by rozładować rosnącą w nas frustrację, to nic, że co rano chce nam się płakać, to nic, że bez co najmniej kilku łyków czegoś mocniejszego nie możemy już zasnąć…

Zmiany to jedyna pewna, choć niekoniecznie pożądana rzecz w życiu

By jednak zmienić sytuację, potrzebne jest nasze świadome działanie w tym kierunku. Tymczasem, podjęcie decyzji o ZAINICJOWANIU zmiany to coś zupełnie innego niż “poddanie się biegowi zdarzeń” – choć również i w tym drugim przypadku dokonujemy wyboru: wybieramy własną bierność wobec sytuacji, w której jesteśmy. Bardzo prawdopodobne jest to, że ową bierność postrzegamy jako coś dla nas pozytywnego maskując ją pod hasłami typu “i tak nie jestem w stanie nic z tym zrobić”, “przecież to nic takiego”, “inni mają gorzej”, “wciąż jeszcze jest przecież całkiem OK”, “nie wypada czepiać się o coś takiego”, “nie można dać się ponieść emocjom”, “trzeba postępować racjonalnie”, “trzeba być odpowiedzialnym” itd.

Dopóki więc będziemy wierzyć w te myśli, dopóki będziemy przekonani o ich wspierającej nas funkcji, dopóty te “korzyści” z pozostawania w status quo, będą kluczem, który zamyka drzwi do zmiany. I niejednokrotnie pozostajemy zamknięci na zmianę przez długi czas.

Czasami dopiero jakieś nagłe, niespodziewane i przeważnie nieprzyjemne wydarzenie “budzi” nas i mobilizuje do działania.

Kiedy więc te “zyski” związane z obecnym stanem rzeczy nadal jeszcze przeważają nad ponoszonymi kosztami (emocjonalnymi, psychicznymi, fizycznymi, materialnymi), pytam moich klientów, czego potrzebowaliby dla siebie, co mogłoby im pomóc w odważeniu się na krok w nowym kierunku. Wiele razy pierwszą odpowiedzią jest “pewność”. Pewność, że ta nowa droga okaże się lepsza od dotychczasowej.

Co może pomóc w zmianie, gdy pewności brak?

To byłyby idealne warunki – bez konieczności podejmowania choćby najmniejszego ryzyka, narażania się na ośmieszenie, porażkę, czy konflikt, moglibyśmy – pewni rezultatu – podążać w kierunku tego, co dla nas ważne. To tak, jakby Neil Armstrong, uzależnił dowodzenie misją Apollo 11, od tego, czy NASA zagwarantuje załodze statku 100-procentowe bezpieczeństwo podczas lotu oraz zapewni jeszcze przed startem precyzyjną trasę lotu i listę wszystkich możliwych scenariuszy zdarzeń wraz ze szczegółowymi planami działań zapobiegawczych. To nie wchodziło wówczas w grę i Armstrong zdecydował się na tą wyprawę wiedząc, że ryzykuje, bojąc się, że może już nie wrócić.

Odczuwanie lęku, gdy doświadczamy nieznanego jest naturalną, wspólną dla wszystkich istot czujących, reakcją. Staramy się jednak od tego uciec, tworząc iluzję pewności, by poczuć się bezpiecznie. Wmawiamy więc sobie np.:

  • jeśli będę się uśmiechać i będę miła/y, ludzie będą mnie lubili,
  • jeśli będę dużo pracować, na pewno mnie nie zwolnią,
  • zwiększę swoje szanse na podwyżkę, jeśli będę zgadzać się z moim szefem,
  • gdy kupię ten samochód, będę szczęśliwy/a,
  • ludzie będą mnie słuchać, jeżeli nie będę okazywać swoich słabości,
  • by zacząć działać, muszę najpierw zdobyć wszystkie kwalifikacje,
  • jeśli zataję ten problem, unikniemy konfrontacji i nadal będzie dobra atmosfera,
  • im lepiej wyglądam, tym więcej ludzi mnie szanuje.

Na pewno? Masz absolutną pewność, że to jest prawda? Czy ta myśl pomaga Ci realizować Twoje bliższe i dalsze cele? Czy ta myśl pomaga Ci unikać błędów lub rozwiązywać konflikty (wewnętrzne i zewnętrzne)? Czy ta myśl pomaga Ci czuć się tak jak chcesz się czuć? Wreszcie, czy ta myśl chroni Twoje życie i zdrowie?

Te pięć pytań opracował prof. Maxie C. Maultsby’ego, twórca Racjonalnej Terapii Zachowań, metody psychoterapeutycznej, która skupia się na pracy nad zmianą niezdrowych schematów myślenia oraz zachowania. Odpowiadając na te pytania możemy w każdej chwili sprawdzić, czy nasze przekonanie jest dla nas wspierające, czy ograniczające. Co najmniej trzy odpowiedzi “tak” oznaczają, że to przekonanie wspierające i analogicznie – co najmniej trzykrotne “nie” wskazuje na przekonanie ograniczające.

Gdy uświadomimy sobie, że myśl, do której jesteśmy przywiązani, wcale nas nie wspiera, warto poszukać głębiej, żeby dowiedzieć się, co jeszcze za nią stoi. Zresztą pogłębianie samoświadomości nie zapewni wcale, że nasze lęki znikną. Bo nie o to tu chodzi. Celem jest zauważanie i rozpoznawanie tych obaw, a potem działanie WRAZ z nimi, jak z towarzyszami naszego lotu (zdarza się przecież, że przysiądzie się do nas jakiś “trudny” pasażer). Może zatem okazać się, że np. za “nie wypada czepiać się o coś takiego” stoi nasza obawa przed konfliktem z kimś dla nas ważnym, a za tą obawą – strach przed konfrontacją, negatywną oceną, krytyką i być może wykluczeniem.

Badaczka i promotorka codziennej autentyczności i odwagi, dr Brene Brown mówi w swojej książce “Z odwagą w nieznane” tak:

Przestań się cały czas rozglądać za potwierdzeniem, że nigdzie nie przynależysz. Jeśli wyznaczysz sobie takie zadanie, zawsze znajdziesz takie potwierdzenie. Przestań dopatrywać się na twarzach ludzi dowodów na to, że nie spełniasz ich oczekiwań. Jeśli wyznaczysz sobie taki cel, zawsze znajdziesz takie dowody.

Szukanie potwierdzenia może być dla wielu z nas mocno zakorzenionym nawykiem, dlatego rezygnacja z niego wymaga świadomej praktyki. Gdy jednak będziemy nadal kierować się podszeptami lęku, zamiast autentycznych i wartościowych zmian, nasze życie będzie polegało przede wszystkim na dopasowywaniu się. Przytoczę jeszcze jeden fragment ze wspomnianej książki. Podczas jednego ze spotkań, dr Brown poprosiła uczniów gimnazjum, by wskazali różnice pomiędzy dopasowywaniem się a przynależnością. Oto one:

  • Przynależność to bycie tam, gdzie się chce być i gdzie ludzie nas chcą. Dopasowywanie to bycie tam, gdzie się chce być, ale ludziom nasza obecność jest obojętna.
  • Przynależność to akceptacja bycia tym, kim się jest. Dopasowywanie to akceptacja bycia takim jak wszyscy inni.
  • Jeśli mogę być sobą, to przynależę. Jeśli muszę być jak ty, to się dopasowuję.

Pożegnanie ze strefą komfortu, uznanie dyskomfortu i niepewności

Kiedy wiatr przybiera na sile i potrzeba zmiany coraz głośniej i częściej się w nas odzywa, przybliżamy się do wykroczenia poza strefę komfortu.

Pewien menedżer wyższego szczebla na moje pytanie o to, jak radzi sobie z podejmowaniem coraz to nowych i bardziej wymagających wyzwań, odpowiedział mniej więcej tak: – Po prostu. Skaczę od razu na głęboką wodę a potem próbuję w niej pływać.

Chociaż te “próby pływania” dawały różne rezultaty (szczególnie z perspektywy podległych mu osób/ zespołów), zazdrościłam mu wówczas takiej swobody i lekkości w mierzeniu się z tym co nowe i narażaniu się na porażki.

Wydawałoby się, że to całkiem skuteczna strategia: podejmujesz się jakiegoś bardzo trudnego/ skomplikowanego zadania stawiając się w sytuacji bez wyjścia, a przynajmniej z bardzo utrudnioną drogą ucieczki i po prostu przesz z całych sił do celu.

Odkryłam jednak, że takie podejście mi się służy, wręcz przeciwnie: skok wprost na głęboką wodę działa na mnie zdecydowanie hamująco. I jednocześnie rozumiem, że dla kogoś innego takie doświadczenie może być naprawdę ekscytujące. Świetnie wyjaśnia to Pema Chödrön, kiedy opowiada o potrzebie komfortu i wykraczaniu poza tę strefę w poszukiwaniu rozwijających nas, wzbogacających doświadczeń. Ta buddyjska nauczycielka niezwykle trafnie zwraca uwagę, że wychodząc ze strefy komfortu można wejść w przestrzeń sprzyjającą rozwojowi tylko wówczas, gdy pozostajemy otwarci na to, co ze sobą niosą nowe wyzwania. Ale możemy też znaleźć się w strefie nadmiernego ryzyka (excessive risk zone), kiedy sytuacja jest dla nas tak trudna, że zamykamy się na jakąkolwiek naukę i dążymy przede wszystkim do odzyskania poczucia bezpieczeństwa. Warto więc podkreślić, że określanie co dla kogo jest w strefie rozwoju, a co już wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem, jest sprawą zdecydowanie indywidualną. Ja mogę wyruszać w samotną podróż przez pół globu z radością i ciekawością, podczas gdy dla kogoś innego takie przedsięwzięcie może wydawać się przerażające. I w drugą stronę: dla mnie publiczne występy w mediach społecznościowych mogą być potwornie wymagającym wyzwaniem i jednocześnie ktoś inny może działać w tym obszarze naturalnie i lekko. Dlatego porównywanie kompletnie nie ma sensu. Najczęściej przecież widzimy tylko rezultaty tych indywidualnych wyborów (bo zazwyczaj możemy zaobserwować jedynie czyjeś zachowanie w pewnym kontekście bez dostępu do tego, jakie przemyślenia, wcześniejsze doświadczenia oraz przekonania i dostępne możliwości doprowadziły do tej konkretnej aktywności).

Ważne jest więc przede wszystkim to, co ta zmiana oznacza dla nas, w naszym życiu; innymi słowy PO CO nam to działanie? Co takiego istotnego dla nas samych ma przynieść stan docelowy? Można zrobić sobie taką listę tego wszystkiego, czego spodziewamy się wraz z osiągnięciem wyznaczonego cel. A następnie – skorzystać z ponownie z 5 pytań M.C. Maultsby’ego, by sprawdzić jak te oczekiwania wpływają na nas tu i teraz.

W tym ciągłym poszukiwaniu tego, co moje i nie-moje, próbowaniu, odważaniu się pomimo wcześniejszych niepowodzeń i mierzeniu się z niewygodą i niepewnością dokonywanych wciąż wyborów, potrzebna jest nam bardzo autentyczna życzliwość wobec siebie. Zmiany rzadko są dokładnie nie by takie, jak je sobie wyobrażamy, mają wiele odcieni. Dzieją się jednak niepytając nas o zdanie, a o wiele trudniej poruszać się naprzód na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Na szczęście każdy z nas ma wybór: możemy budować schrony albo wiatraki.

Technikę tą można dość łatwo zapamiętać przypisując kolejne pytania do palców dłoni odpowiednio: kciuk: pytanie o prawdziwość myśli, palec wskazujący: pytanie o cele, palec środkowy: błędy i konflikty, palec serdeczny: samopoczucie, najmniejszy palec: zdrowie i życie.

Możesz też skorzystać z przygotowanego przeze mnie, darmowego formularza: Pięć pytań zdrowego myślenia w formacie pdf.

Related Posts

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Zobacz wszystkie komentarze